niedziela, 19 stycznia 2014

Epilogo

Śmierć- to nie straszna kostucha o której pisali w średniowieczu. Śmierć to nie rzecz. Dla każdego śmierć jest czymś innym, czym dla mnie była? Śmierć dla mnie była lekkim podmuchem wiatru który odebrał resztkę życia z osoby którą kochałem najmocniej. Śmierć odebrała mi ją i zarazem mnie samego, bo co z tego, że fizycznie faktycznie istniałem, skoro ona w zaświaty zabrała również całe moje serce, a wyrwa po nim tak strasznie krwawiła i paraliżowała mnie intensywnością bólu.

Minął równy rok odkąd odeszła, a ja nadal nie umiem funkcjonować sam, nie umiem żyć bez niej. Zmarła 45 dni po naszym pierwszym razie, pierwszym tak idealnym. Perfekcyjnym. Pierwszym,  a zarazem ostatnim. 
Nie pamiętam, żeby seks dawał mi tyle satysfakcji, lecz to nie był tylko seks to była noc pełna uczuć. Miłości 

Bardzo za nią tęsknie.                                      

Nie ma dnia w którym nie pomyślał bym o niej. Jak ona by coś zrobiła. Co by powiedziała. Słyszę w głowie ton jej głosu, symfoniczność śmiechu. Widzę perłowy uśmiech, brązowe włosy którzy tworzą fale opadające beztrosko na jej ramiona. Widzę dokładnie jej długie nogi i te oczy, które biły swoim blaskiem.  Obiecałem jej wtedy, że spełnię każdą jej zachciankę i spełniłem, oprócz tej jednej. Jednego pieprzonego marzenia, którego nie mogłem spełnić, strasznie mnie to boli bo znów pokazałem jej, że nie warto jest mieć marzeń, a to przecież nieprawda. 

Moja Basieńka zabrała mi serce, które nie funkcjonuje już  bez niej.

Choć tak bardzo chciałem to moje Słoneczno nie zaznało smaku krzepkiej wiśni w ustach i to mnie dobija.  Kontrakt we Włoszech dobiega końca, a mnie już nic tutaj nie trzyma. Antek zdechł niedługo po odejściu Basi, pewnie chciał spotkać się ze swoją Panią za którą tak oboje tęskniliśmy. Przez ostatnie dwie godziny zbieram z drzewa jej ukochane owoce, by w wiklinowym koszyku położyć je u jej stóp.
Kolejne pożegnanie które tak bardzo boli, kolejne godziny które spędzam  w amoku, nie mogąc nic zrozumieć z otaczającego świata na który patrzę zza zamglonych od łez oczu. Kolejny raz wspominam te wszystkie chwile i mam ochotę krzyczeć, że odeszłaś, błagać wszystkich byś wróciła lecz to niemożliwe i ta pierdolona niemoc jest najgorsza.

Słyszysz Basia! Nie radzę sobie bez Ciebie.

Tamten dzień w którym odeszłaś pamiętam dokładnie, aż za dokładnie. Kolejną dobę siedzę przy Twoim łóżku, sikając Twoją wątłą już coraz bardziej dłoń, nic nie mówisz, widzę tylko wielkie piwne oczy, które kochają, które cierpią, które walczą.  Gdy rozmawialiśmy po raz ostatni czyli 3 dni przed Twoją śmiercią, zanim włożyli do Twoich ust tą bezbarwną rurkę, mówiłaś mi, że nie wyjdziesz już żywa z tego szpitala, że wyjedziesz stąd w wielkiej dębowej trumnie i prosiłaś mnie, bym ubrał Cię w różową sukieneczkę, która wisi w szafie i czeka, na swój dzień.  Z łzami w oczach obiecuje, że spełnię jej prośbę nadal nie mogąc się pogodzić z faktem który nadejdzie.  Nagle dziewczyna ściska mocniej moją dłoń, a drugą zasłania sobie oczy, nagle maszyny zaczynają piszczeć, a ja? Ja nie krzyczę, bo wiem, że nic nie pomogę. Wychodzę i każdy następny krok jest coraz szybszy  nawet nie wiem jak znajduje się w jej mieszkaniu, w jej ogrodzie i patrzę na to cholerne drzewo, upadam na kolana, a łzy lecą już jak chcą, mimo że obiecywałem, że będę twardy, że nie będę rozpaczał, nie mogę spełnić tej obietnicy, płacz zamienia się w paniczny krzyk. Nie liczy się nic, oprócz tego, że ona… ona odeszła.

Rok mija bardzo szybko, nim się oglądam kończę sezon, od jej śmierci mieszkam w jej domu, w naszym wspólnym przez ostatnie tygodnie. Po treningach siedzę zauroczony, zahipnotyzowany tępo wpatrując się w drzewo, wyczekując jakiegoś znaku od niej. Nagle zza lekkiego żywopłotu pojawia się dziewczyna, tak jak ja kiedyś pojawiłem się na drodze Basi, tyle że ja nie potrzebuje nikogo innego, potrzebuje jej, a za kilka tygodni wracam tam gdzie moje miejsce-  do Polski


-Cześć jestem Waleria- mówi wyciągając do mnie dłoń którą delikatnie uściskam.



________________
Smutno mi bardzo, lubiłam te opowiadanie i kiedyś przeczytam go z czystą głową i będę wtedy spełniona, bo to chyba moja najlepsza historia jaka powstała. To jedyne opowiadanie które potoczyło się w całości tak jak chciałam.

Chciałabym, żeby każda z Was która tutaj była, czytała napisała coś w komentarzu, bo chciałabym wiedzieć co Wy sądzicie o tej historii. 

Calusieńki ten blog, o skromnej nazwie POZWÓL MI ODEJŚĆ dedykowany jest mojej najlepszej, kochanej Darii, która mnie opierdala za mówienie na swoje blogi szajsy, z która pisze codziennie o 'tej samej porze co wczoraj', która jest zajebista po prostu. DARUŚŚ TO DLA CIEBIE

Nie zakończyłam jeszcze 'kariery' blogowej o czym myślę ostatnio coraz częściej, więc znajdziecie mnie tutaj.


Pozdrawiam Annie

czwartek, 16 stycznia 2014

Quarto


Jak poznajemy, że kogoś kochamy?  Czy zwiastują o tym te cholerne motyle, które ochoczo świerzbią Twoje ciało, które dodają Ci nieśmiałości? Czy to ten moment, gdy widzisz ukochaną osobę? Czy to serce które bije Ci jak oszalałe? Czy to ten moment, gdy Go widzisz to robi Ci się dziwnie gorąco,  a na ustach momentalnie przyklejony masz szczery uśmiech? Czy to moment, w którym towarzyszący Ci dzień, dnia ból ustaje ?

Siedzicie dalej na Twojej sofie, niemal leżysz rozłożona na jego muskularnym ciele.  Twarz masz opartą o jego klatkę piersiową i z zaciekawieniem wysłuchujesz miarowego bicia serca które nie będzie Ci dane słuchać do lat starczych.

- Kochanie, jakie masz marzenia? – pyta przekręcając twarz w Twoją stronę. Zatracasz się we własnych wspomnieniach, wręcz odpływasz do innego świata. Nie miałaś nigdy marzeń, nie chciałaś ich mieć, bo wiedziałaś, że i tak nigdy się nie spełnią. Dlaczego tak myślałaś? Otóż, dzieciństwo które powinno być usłane różami, pełne koloru i śmiechu tak naprawdę takie nie było, było niby prawdziwe. Miałaś pełną rodzinę, dwoje rodziców którzy oddali by Ci wszystko byś była szczęśliwa, babcie która gotowała Ci przepyszne obiadki. Miałaś wszystko, pozorne szczęście i pozorną rodzinę. Bo kiedy nastawał wieczór wszystko traciło swój blask, wszystko było inne niż powinno.  Rodzice non stop pracowali i w domu nie było tego ciepła, tej więzi która powinna być między wami, z matką nie mogłaś porozmawiać o wszystkim. A babcia? Która kontrolowała każdy Twój ruch i muszącą  dodać kąśliwy komentarz. Tak minęło Ci Twoje dzieciństwo. Pamiętasz jeszcze dokładnie jeden dzień, dzień który widzisz zawsze. Za tydzień miały być Twoje 13 urodziny, tato obiecał Ci, że pojedziecie wszyscy w troje do pewnego miejsca, gdzie będziesz mogła spokojnie patrzeć na swoje ukochane konie i je malować. Byłaś wniebowzięta, tydzień ten minął Ci strasznie szybko, a humor miałaś jak nigdy idealny. Nastał tak ważny dla Ciebie dzień, wstałaś jak w skowronkach pilnując się, żeby postawić prawą nogę na dębowym parkiecie pobiegłaś bosymi stopkami do łazienki by szybko się wyszykować… Ubrałaś jedną ze swoich ówczesnych najpiękniejszych sukieneczek, zrobiłaś warkoczyk i wciągnęłaś ukochane czerwone lakierki. Zbiegłaś na dół trzymając w rączce swoje ukochane pędzle, gdy babcia oznajmiła Ci, że rodziców nie ma, że pojechali w delegację i wrócą za 4 dni. Wbiegłaś powrotem na górę zamknęłaś za sobą drzwi i bezpardonowo upadłaś na łóżko, szczelnie przykrywając się różowym kocykiem i dałaś upust emocją, wylałaś hektolitry łez, wtedy właśnie doszłaś do wniosku, że nie warto posiadać marzeń, bo one nigdy się nie spełniają, a rozczarowanie po kolejnej porażce będzie Cię bolało coraz mocniej.

-Wiesz, ja już chyba nie mam marzeń – mówisz w pełni prawdziwie dalej nie zmieniając wcześniejszej pozycji.

-Ale jak to, przecież każdy je posiada? –chłopak, Twój chłopak, jak to pięknie brzmi. Ciekawe jak długo, Twój cieleśnie, bo duchowo już na zawsze.

-No, ale ja nie mam. – dodajesz pewnie po raz kolejny, a dłonie Twoje zaciskają się mocniej na jego talii

-To co byś chciała, co bym mógł zrobić, przed no wiesz…

-Przed moją śmiercią, Bartuś nie mój się tego, ja umieram.

-Więc, co byś chciała zrobić, a ja dalej nie będę mówił przed czym, bo nie mogę się z tym pogodzić, że muszę Cię stracić tak szybko, teraz gdy zrozumiałem, że tak bardzo Cię kocham, i nie wiem kto piszę scenariusz naszego życia, ale mój jest chyba napisany chujowym ołówkiem, Basiu. – i właśnie teraz nadchodzi moment w którym poznajesz po raz pierwszy fakturę jego spragnionych ust. To jest ten moment kiedy Wasze spragnione uczucia i delikatności języki łączą się w drapieżnym tańcu. Nie jest to namiętny pocałunek, nie pokazujecie sobie czyje uczucia są najważniejsze, mocniejsze, silniejsze. Wręcz przeciwnie pocałunek jest ten pełny delikatności czułości uczucia. Nigdzie nie chcecie się śpieszyć, chcecie cieszyć się chwilą, bo zdajecie sobie sprawę, że nie będzie ich wiele.


-Przed śmiercią, chciałabym zjeść Wiśnie z mojego drzewa, chciałabym wejść nago do morza przy blasku księżyca, chciałabym zagrać z Tobą w siatkówkę, chciałabym móc budzić się codziennie koło Ciebie mówić Ci dobranoc czy dzień dobry, móc patrzeć w Twoje niebieskie oczy, słyszeć Twój dźwięczny śmiech. A dziś, dziś Bartuś chciałabym się z Tobą kochać, tak dziko,tak długo, tak inaczej i nie bój się że zrobisz mi krzywdę, bo obawy te zranią mnie bardziej. Kocham Cię- mówisz  i znów wpijasz się w jego usta. Tym razem zdzierając z niego koszulę, niemal odrywając mu guziki, jesteś go spragniona.

___________________
Przedostatni.
Dusza mnie chyba boli strasznie, bo przywiązałam się do tej historii.

Jestem chyba chora psychicznie, bo na dysku mojego komputera 'pisze' się nowa historia. Znów 5 lub 6 rozdziałowa. O jednym panie środkowym. Którym ? Nie zdradzę? Ale do emisji ( jeżeli ona w ogóle będzie) jeszcze daleka strasznie droga.

Zapraszam do KOMENTOWANIA, BO TO PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ, już za kilka dni pojawi się EPILOG.



Pozdrawiam

niedziela, 12 stycznia 2014

Terzo




 Marzenia, to one są motorem napędowym dla każdego małego czy też większego dziecka. Marzenia są też ważne dla nastolatka czy żony, męża, babci i dziadka. Marzenia ważne są dla każdego  i wiek tutaj nie gra żadnej znaczącej roli. To one mówią nam, że gdy będziemy w coś wierzyć i robić chociażby małe kroki ku naszym marzeniom to są one na wyciągnięcie ręki. 


Twoje marzenie nigdy nie będzie namacalne i zdajesz sobie z tego sprawę.


Kolejny deszczowy dzień. Kolejny dzień gdzie wszystko Ci  boli. Kolejny dzień w którym masz ochotę wyć z bólu. Niedawno Bartek zabrał do siebie Antka, bo ty nie dajesz rady się nim opiekować. Jest Ci z tego powodu bardzo smutno, że nie podołałaś, ale z drugiej strony wiesz, że w domu obok żyje mu się naprawdę dobrze, nawet chyba jeszcze lepiej niż u Ciebie. Kot jest codziennym gościem w Twoim lokum. Budzisz się gdy mruczy ci do ucha po południowej drzemce, gdy Bartek wraca z treningu to zawsze sprawdza czy Ty nadal żyjesz. Jak się masz. Martwi się o Ciebie.  Dzięki temu, że dzień w dzień do granic możliwości przesiadujecie ze sobą zdążyłaś już się przyzwyczaić do obecności chłopaka, ale i poznałaś go lepiej. Wiesz, że jest światowej klasy siatkarzem, że gdy kończy mu się kontrakt to biją się o niego wszystkie najlepsze światowe kluby od ligi tureckiej po rosyjską na której tak bardzo się zawiódł, która tak go zniszczyła.  Siedzisz na parapecie otulona niebieskim, miękkim kocem. Patrzysz na deszcz. Gdzieś kiedyś wyczytałaś, że deszcz to łzy anioła, więc i nawet one płaczą, by odebrać Ci trochę cierpienia.  Nagle nachodzi Cię wielka ochota by znów poczuć w ustach słodki smak gorącej czekolady z bitą śmietaną. Odkrywasz swoje chude już do granic możliwości ciało, znów przeokropnie Ci zimno, wciągasz na stopy kapcie i szurając nimi po panelach dochodzisz do swojego miejsca docelowego- do przestronnej kuchni.  Ze zdenerwowaniem przeszukujesz szafki, bo nie możesz znaleźć swojego ukochanego napoju, a już za moment mleko zacznie Ci kipieć, a przecież nie masz najmniejszej ochoty, szorować kuchenki przez następne kilka dobrych minut. Nagle drzwi wejściowe trzaskają, a Ty nie obawiasz się, bo wiesz kto jest Twoim gościem, dlatego że słyszysz charakterystyczne rzucenie torby o parkiet.

-Jestem – do Twoich uszu dopływa dźwięk męskiego głosu dochodzącego z przedpokoju.

-Słyszę –odpowiadasz, po chwili wielkolud jest już koło Ciebie i całuje Cię zwinnie w policzek.

-A no właśnie zapomniałbym zrobiłem Ci małe zakupy, bo wiedziałem, że Ty nie wyjdziesz nigdzie, a w sumie wcale Ci się nie dziwie –i po chwili z siatki którą dzierżył w dłoni, wyciągał produkty które według niego miały uratować Twój chuderlawy tyłek.

-Bartuś, jesteś nieoceniony, zaraz dam Ci pieniądze – mówisz powoli kierując się w stronę sypialni  w której leży Twój portfel.

-Żartujesz sobie teraz w tym momencie, przecież ja większość dnia tu spędzam, więc mogę coś kupić chyba, po drugie nie kłóć się ze mną- wiedząc co się kroi nie odważyłaś się protestować. Wyłączyłaś mleko, bo dałaś sobie spokój z tą czekoladą. Zasiadacie na Twojej kanapie w salonie w dłoniach trzymając po butelce porzeczkowego soku, patrzycie się w palący się kominek.- Mam teraz mecz na wyjeździe i wrócę dopiero za 4 dni. – dodaje i momentalnie mina mu rzednie – Boje się, że sobie nie poradzisz. Że coś Ci się stanie, a mnie tu nie będzie- wlepia w Ciebie swoje niebieskie tęczówki

-Bartuś, nawet jeśli umrę, a ja i Ty wiemy, że to stanie się szybciej niż oboje myślimy, to nie znaczy, że nie będę z Tobą, bo zawszę będziesz bliski memu sercu – przecież nie powiesz mu, że jest dla Ciebie obojętny, bo musiałabyś kłamać , Po chwili toniesz w jego wielgaśnych ramionach, znów napawasz się zapachem jego perfum które tak ubóstwiasz.

- Nie poradzę sobie bez Ciebie, bo ja się chyba w Tobie zakochałem – Twoje serce na moment przestaje bić, by po chwili rozpędzić się w do granic możliwości. Krew w Twoich żyłach   przepompowywana jest w zaskakującym tempie. Momentalnie robi Ci się gorąco. Nie wiesz co masz powiedzieć – Przepraszam, nie powinienem był tego mówić.

-Bartuś, w porządku. I Ty musisz wiedzieć, że obojętny dla mnie nie jesteś – nie ma teraz niczego zaskakującego.  Nie całujecie się. Tylko przytulacie.  Chyba, że pocałunek Twoich włosów przez chłopaka, to jakiekolwiek zbliżenie fizyczne.


Czy stado rozbrykanych motyli w Twoim bolącym ciele to miłość ? 



________________ 
 I jak ?
Został nam jeszcze jeden i epilog pisany z perspektywy Bartka. 
Niewątpliwie to była jedna z krótszych historii które wywarły na mnie jakąś tam rysę, bo bardzo przywiązałam się do chorej Basi i kochającego ją Bartka. 

Pewne ogłoszenia parafialne:
26 stycznia rusza blog o Kosie (prolog został już dodany) więc zapraszam tam do zamieszenia siebie w zakładce informowani.
30 stycznia rusza blog o Ignaczaku, również zapraszam do zostawiania czegoś po sobie czy mam infromowa
Zapraszam również na 5 rozdział na Cichym
I na nowego Zatorskiego

ASK

Pozdrawiam

sobota, 4 stycznia 2014

Secondo




 W życiu każdego człowieka przychodzi moment w którym myśli co by było gdyby? Co by było gdyby urodził się w innym czasie? Co by było gdyby jego rodzicami byli zupełnie inni ludzie? Co by było gdyby miał multum pieniędzy lub na odwrót co by było gdyby był biedny jak mysz kościelna? Co by było gdyby był najlepszym sportowcem na świecie? A co by było gdyby nie czuł strachu? A Ty stale zadajesz sobie pytanie co by było gdybyś była zdrowa? Mimo, że niby pogodziłaś się z tym faktem, to nadal nad tym myślisz. Nadal zadajesz sobie pytanie czemu Bóg ukarał właśnie Ciebie, dlaczego właśnie Ciebie wybrał z pośród miliona ludzi. Czemu Ciebie obdarzył tą cholernie bolesną chorobą? Dlaczego!?

 Wszelkie zmiany pogodowe odczuwasz ze zdwojona siła, bo nie dobija się migrena czy ten wszech obecna deszczowa zaduma. Czujesz każdą pojedynczą i najmniejszą kostkę w Twoim ciele. Żaden z mięśni nie chce pracować, są niczym Twoi niewolnicy, a Ty zły oprawca boleśnie traktujesz ich ostrym, skórzanym biczem. Masz ochotę krzyczeć, bo uczucie bezsilności boli chyba Cię najbardziej.  Siedzisz na ulubionej ławce, deszcz ochoczo tańczy na czerwonej dachówce, a Ciebie boli nawet to, że oddychasz. Nie wiesz co masz zrobić, nie faszerujesz już się nawet proszkami przeciwbólowymi, bo doskonale wiesz, że nie zdają one rezultatu. Już nie. Łzy od kilku dobrych godzin goszczą pod Twoimi powiekami i nieraz wypadają z pod nich jako wielkie bolące gule które dają chwilowe ukojenie, albo chwilowo  rozpraszają ból, albo tak sobie wmawiasz.  Antoś który chodzi głodny, a Ty nie jesteś w stanie dać mu nawet miski jedzenia, bo boisz się, że upadniesz i już nie będziesz w stanie wstać.  Nagle zza zielonego żywopłotu pojawia się wysoka postać Bartka. Uśmiech mimo bólu wkrada się na Twoją twarz. Chcesz wstać unieść tylko te cholerne ciało na moment, na jedną chwilę, ale gdy stopy są pod wpływem znaczącego ciężaru jakie stawia im Twoje ciało ból paraliżuję Cię po raz kolejny niemal łamię Cię w pół. Łapiesz się za brzuch i mocno krzyczysz, chłopak momentalnie znajduje się koło Ciebie, próbując dodawać Ci otuchy.

-Basia, Basia co się dzieje- pyta ze strachem w oczach. Nie chcesz by patrzył na Twój obecny stan. Nie chcesz, bo się wstydzisz. Nie chcesz bo znów kochasz tą pieprzoną samotność.

-Nic takiego naprawdę, możesz iść już do siebie ja sobie poradzę- mówisz patrząc na wiśnie, bo boisz się jego przestraszonego wzroku

-Jeśli myślałaś, że zostawię Cię w takim stanie samą, to grubo się myliłaś. Bo nigdy bym tego nie zrobił- mówi ujmując w swoją dłoń, Twoją zimną która dodatkowo tak bardzo Cię bolała, lecz teraz ból nie był tak odczuwalny. Bolało, owszem lecz nie z taką siłą.

-A mógłbyś dać Antkowi jeść, puszka jest w lodówce, bo ja chyba nie dam rady – pytasz błagalnym głosem, na co chłopak się podrywa i po chwili słyszysz miły dla ucha pomruk kota który mówi Ci, że zwierzę jest pojedzone i zadowolone. Obok Twojego ciała opada drugie dużo cięższe i większe. Nic nie mówicie tylko trwacie, a kiedy Twoja ataki się nasilają chłopak tuli Cię w przeogromnych ramionach. Krzyczysz w jego tors, który jest niczym bariera dźwiękoszczelna, która przyjmuje Twój ból, a oddaje kojące ciepło i bezpieczeństwo.  Twoje powieki z bólu z minuty na minutę stają się coraz cięższe, chcesz z tym walczyć, aczkolwiek nie wychodzi Ci to najlepiej i przegrywasz walkę ze  samą sobą i zasypiasz.


Budzisz się, Twoje nie tak dawno zaspane oczy badają teren. Obraz  po chwili jest już ostry, widzisz wszystko dokładnie, nic nie jest rozmazane. Nie wiesz ile spałaś. Niebo jest ciemne, wręcz czarne pokryte niezliczoną ilością gwiazd. Nadal oboje tkwicie w szczelnym uścisku jest Ci pierwszy raz tak dobrze. Idealnie wręcz, to dziwne, że uciekałaś od ludzi, chciałaś samotności tu we Włoszech, i jej tu nie znalazłaś, wręcz przeciwnie znalazłaś przyjaźń która przeradza się? No właśnie w co ona się przeradza?  

-Bartuś, która jest właściwe godzina – pytasz, chłopak wyciąga rękę zza Ciebie i patrzy na zegarek na którym widnieje godzina późna, bo jest kilka minut po północy

-Dobrze już się czujesz? –pyta pełen troski

-Bywało lepiej –odpowiadasz nagle czujesz lekki podmuch ciepłego wiatru. Drzewo wiśni które tak ubóstwiasz oświetlone jest blaskiem księżyca, chciałabyś podejść do niego dotknąć szorstkiej kory, poczuć woń białych kwiatów. Puszczasz Bartka i próbujesz wstać jednak próba kończy się fiaskiem. Chłopak wstaje i bierze Cię delikatnie na ręce, swoimi wątłymi dłońmi oplatasz muskularną szyję chłopaka, czujesz zapach ostrych perfum. Po raz pierwszy widzisz świat z tak wysoka.  Wyciągasz rękę czujesz zimną ale i delikatną strukturę liści drzewa, nikły uśmiech wkracza na Twoją nie tak dawno pokrytą od bólu twarz. 

Nagle wiatr nabiera na swej sile, płatki kwiatów wiśni zaczynają odpadać delikatnie od drzewa, co oznacza,że już niedługo pojawią się owoce. Chwila ta staje się magiczna niczym z bajki. Stoicie w bezruchu, białe płatki krążą w okół was. Wyciągasz ręce, Bartek kreci się razem z Tobą dookoła własnej osi. Białe kwiaty mieszają się z Twoimi ciemnymi włosami, nigdy wcześniej nie widziałaś czegoś takiego. Śmiejecie się na całą okolicę, a Ty modlisz się w duchu, by blask księżyca nadal trwał, by kwiaty wiśni wciąż wirowały między wami, byś mogła to widzieć cały czas. Właściwie modlisz się by ta chwila trwała stale.


-Bartuś, bądź przy mnie- mówisz i ponownie wtulasz się w jego zagłębienie szyi, on nadal ma Cię na rękach. W zagłębieniu Twojego brzucha jest już coraz więcej płatków, które lekko się poruszają gdy oddychasz.



_______
Jak to określiła z jednych moich kochanych dziewczyn która czytała to przed publikacją  - MAGIA

Zbliżamy się nieubłaganie do końca, dzięki mojej kochanej Jagodzie napisałam wczoraj w nocy wszystko łącznie z epilogiem.

Zapraszam do komentowania, bo to dla mnie wiele znaczy. Na prawdę.




Pozdrawiam, Wasza durna Annie

czwartek, 26 grudnia 2013

Primo



Jakim prawem Ci co nie znają miłości mają czelność ją oceniać? Jakim prawem Ci co nie mają szczęścia zabraniają go mieć innym? Jakim prawem Ty która nie masz zdrowia nie chcesz już walczyć? Jakim prawem?  Jesteś szczęściem dla innych, a poddałaś się, odebrałaś cząstkę siebie komuś innemu. Czy to egoistyczne? Owszem, jesteś egoistyczna, ale czasami w życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, że musi myśleć tylko i wyłącznie o sobie samym.


Nie liczysz dni, nie liczysz godzin. Starasz się, żyć i czerpać wszystko co możesz z każdej minuty jaką dał Ci los.  Chcesz łapać wszystko z otaczającego świata, ale nie możesz wyłapać szczęścia, właśnie tego cholernego szczęścia. Nie możesz sobie z tym poradzić i gdzieś to również Cię dobija. Jesteś też samotna, ale nikomu nie możesz mieć tego za złe, bo przecież sama wybrałaś dla siebie taki los. Sama wybrałaś dalekie Włochy od Polski. Może dlatego, że nie chciałaś by ktoś patrzył na Twój koniec. Pieprzysz ciągle to samo jaka Ty jesteś nieszczęśliwa, bo musisz umrzeć, ale nie jesteś jedyną osobą na tym parszywym świecie która choruje na tą chorobę, Twoja rodzina nie jest jedyną na świecie rodziną która straci swoją latorośl. Nie jesteś jedyną osobą która umrze. Są miliony takich osób jak Ty i one nie użalają się nad sobą, godzą się z tym co przyniesie im życie, wiec i Ty musisz to zrobić, Basiu. Każdego dnia siedzisz wpatrując się tępo w te cholerne drzewo, patrzysz jak na gałązkach tworzą się drobniutkie owoce.  Powietrze jest coraz cieplejsze. Siedzisz na białej ławeczce nikle się uśmiechając. Z sąsiadem mieszkającym obok Ciebie praktycznie się nie widujesz. Ciągle go nie ma.  Czasami wychodzi z torbami na długie godziny, a wraca nocą kiedy ślęczysz na parapecie pochłaniając koleją książkę Goodkinda. Jest wtedy taki zmęczony co najmniej jakby przebiegł długaśny maraton. Nie zaprzeczasz, że zastanawiasz się co on takiego robi, że przywiało go tu, aż z Polski. Czasami też chciałabyś ugościć go zwykła herbatą i maślanym ciastkiem, lecz gdy przychodzi co do czego brakuje Ci zwyczajnie odwagi, za co się karcisz. Chciałabyś mieć również przyjaciela, chcesz kupić kota, najlepiej persa. Szarego. Z tak pięknymi, głęboko błękitnymi oczami.


Kilka godzin później na Internecie wyszukujesz informacji, gdzie możesz nabyć kota. Za wszelką cenę musisz mieć takiego przyjaciela przy sobie, który po prostu będzie z Tobą. Chcesz słyszeć jak mruczy, chcesz go trzymać by razem z Tobą wpatrywał się w Twoją ukochaną wiśnie. Następnego dnia z samego rana wsiadasz do auta i udajesz się do położonej kilka kilometrów od Twojego miejsca zamieszkania hodowli. Tam wybierasz sobie Tego wymarzonego kota. Jest właśnie taki jaki chciałaś. Zabierasz go do domu, wcześniej kupując mu wszystkie akcesoria jakich potrzebuje, od karmy do kuwety i miejsca do spania.  Jesteś zadowolona bo zyskałaś nowego towarzysza. Kiedy jesteście już w domu puszczasz go, a on biegał radośnie po domu wystukując pazurkami pewien rytm.

-Witaj w domu Antoś- mówisz cicho, a po domu odbija się tylko głośne echo Twojego melodyjnego głosu. Idziesz do kuchni by zaparzyć sobie swoją ukochaną kawę z dużą ilością mleka. Z gorącym parującym jeszcze kubkiem, stopa za stopą idziesz w kierunku zielonkawej trawy siadasz na niej wyciągając nogi, wystawiając twarz ku majowym słońcu. Nie czujesz nawet kiedy ktoś się do Ciebie przysiada, nie otwierasz nawet oczu.

-Wiesz Basiu jestem strasznie samotny- nagle podnosisz się na równe nogi, w efekcie i Twój rozmówca zrywa się. Stoicie chwile w bezruchu, a Ty normujesz swój przyspieszony oddech, serce powraca do normalnej pracy.

-Przestraszyłeś mnie- odpowiadasz. On opuszcza wzrok wyszukując znaczących szczegółów w swoich błękitnych adidasach- Napijesz się czegoś? –pytasz

-Tak, soku jeśli masz- mówi nadal nieśmiało.

-Pewnie, że mam. Poczekasz na mnie chwilkę? Usiądź – mówisz wskazując mu swoje magiczne miejsce na którym chłopak momentalnie się wyciąga. Po chwili wracasz wręczasz mu w potężną dłoń szklankę pomarańczowego soku- Czemu czujesz się samotny ? Nie wyglądasz na osobę wycofaną tak jak ja.

-Widzisz, życie mnie chyba zmusiło do samotności. Kobieta którą niegdyś kochałem została w Polsce, bo miała dość przeprowadzek więc i w Polsce została połowa mojego serca, a połowa wiedziała, że musi być tu, we Włoszech w kraju spełniających się marzeń.- odpowiada

-We Włoszech w kraju ucieczek- stwierdzasz cicho

-Czasami nie mogę mieć wszystkiego i to mnie właściwie najbardziej boli, bo przecież jestem młody trochę pieniędzy mam więc chciałbym mieć wszystko o czym mógłbym tylko zamarzyć, ale przecież nie kupię miłości

-Ani zdrowia- znów te Twoje ciche głosiki dają o sobie znać.  Patrzysz przed siebie chociaż wiesz, że chłopak właśnie pytająco na Ciebie patrzy.- Widzimy się raptem drugi raz, nie wymagaj ode mnie zbyt wiele- mówisz.

-Tak, przepraszam- rehabilituje się.

-Nie, ja przepraszam. Chyba jestem przewrażliwiona. Wiesz, dlaczego uciekłam z Polski? Dlatego, że zachorowałam. Nie ma szans, że będę żyć długo i szczęśliwie. Nie ma szans, że zostanę matką, żoną, kochanką. Nie ma szans, żebym tak po prostu żyła, bo wszystko jest przesądzone. Mam zanik mięśni, wiec powinnam być przygotowana, że nadejdzie niebawem taki moment, że moje serce po prostu przestanie bić. Rozumiesz, prawda? Nie mogłam dłużej żyć w Polsce, nie mogłam patrzeć jak wszyscy dookoła mnie współczują i patrzą na mój koniec. Tu we Włoszech nikt mnie nie zna, nikt nie wie jaki bieg ma moja historia i nikt miał się nie dowiedzieć, wiec czuj się zaszczycony- próbujesz trochę rozładować napiętą atmosferę.

-Boże, przykro mi. – mówi, a w Tobie od razu gotuje się złość.


-Nigdy, przenigdy mi nie współczuj, proszę- warczysz ze złością w kierunku chłopaka.  Rozmawiacie długie godziny, niebawem robi się ciemno.  Pijecie kolejną szklankę soku. Wszystko jest takie naturalne, jakbyście się znali jak łyse konie lecz czy to możliwe? Wszystko jest możliwe jeśli się tylko chce.


______________________
Ooo, tak. Teraz czuje się w głębi siebie spełniona. Ten blog mnie spełnia. 
Ten blog jakoś tak mi się podoba. TO DZIWNE.

Bardzo mile widziane będą komentarze. Co widzimy się po świętach na następnym blogu ?

Zapraszam ooo tu:

niedziela, 15 grudnia 2013

Prologue

   Pieniądze nie dają szczęścia, bo nie możesz kupić za to miłości, czy choćby tak ważnego dla Ciebie zdrowia. Możesz kupować lekarstwa, które podtrzymają Twoją imitację życia. Co możesz kupić za pieniądze? Możesz kupić piękny dom, samochód, idealne ciuchy. Wszystko co zapragniesz. Możesz pojechać w każdy zakątek świata, możesz spróbować każdej dziwnej potrawy. W sumie możesz wszystko, a tak naprawdę nie możesz nic. Jesteś bezsilna. Jakiś czas temu z zimnej według Ciebie Polski wyprowadziłaś się do miejsca gdzie klimat jest o kilka stopni cieplejszy niż w centrum Europy. Osiadłaś we Włoszech. 

   Siedzisz na białej ławce za ogromnym domem tępo wpatrując się w naprzeciwległe Cię kwitnące drzewo wiśni, które wygląda oszołamiająco. Chciałabyś znów poczuć  cierpki i kwaśny smak owocu. Znów pluć pestkami gdzie popadnie. Zastanawiasz się jednak czy doczekasz dnia, w którym bosymi stopami będziesz stać pod drzewem wyciągając ręce ku niebu w poszukiwaniu najokazalszych owoców.  Jeszcze będąc w Polsce całkiem przez przypadek dowiedziałaś się o swojej chorobie. Pierwszymi jej objawami było ciągłe zmęczenie, zadyszki dostawałaś już po przemierzeniu kilku schodków.  Nie dawało Ci to spokoju, gdzieś tam w podświadomości czułaś, że to nie jest zwykłe przemęczenie, że to nie jest zwykła grypa. Miałaś rację. 

    Diagnoza okazała się bardzo zadziwiająca.  Nie miałaś raka, ani białaczki. Nie miałaś gruźlicy. Chorowałaś na coś znacznie  gorszego, coś co odebrało Ci wszelkie nadzieje na długie i szczęśliwe życie. Chorowałaś na zanik mięśni.  Pytałaś lekarzy jak to możliwe, przecież zanik mięśni najczęściej objawiał się u ludzi których ruch i wysiłek fizyczny był równy praktycznie zeru. Nie dopuszczałaś do siebie myśli, że Twoje życie z dnia na dzień diametralnie się zmieni. Lekarz rozwiał wszelkie Twoje wątpliwości, okazało się, że zanik mięśni to również choroba genetyczna, a przede wszystkim choroba nieuleczalna. Leki tylko krótkotrwale przedłużają życie.  Chciałaś żyć, chciałaś walczyć. No właśnie chciałaś, ale coś co zawsze powinno się w Tobie tlić zgasło. Nadzieja umarła. Bezpowrotnie odeszła z Twojego życia.  Przestałaś mieć siły na cokolwiek. Na uśmiech. Na jedzenie. Na długie pobyty w szpitalach senatorach. Wiedziałaś, że śmierć nadchodzi wielkimi krokami w Twoim kierunku. Na twarzy ma ironiczny uśmiech. Początkowo nie dopuszczałaś do siebie myśli, że za niedługo znikniesz, że ziemia pochłonie Twoje drobne ciało. Nie chciałaś wierzyć, ze tak z dnia na dzień wyzioniesz ducha, że tak po prostu znikniesz.

    Z dnia dzień postanowiłaś, że kończysz z lekami, kończysz ze szpitalami, wielogodzinnymi badaniami. Kończysz z tym wszystkim. Chcesz umrzeć z godnością, bynajmniej tak sądzisz.  Rodzina nie pojmuje tego czemu brak w Tobie wiary. Lecz Tobie nie brak wiary, tylko masz dość ucieczki przed tym co nieuniknione.  Z lekami czy bez jesteś słaba. Bywają dni, że w ogóle nie odczuwasz choroby, a bywają też takie w których śmierć  była by najlepszym ukojeniem.

    Szybko zamknęłaś wszystkie sprawy w Katowicach  i w ciągu jednego dnia spakowałaś walizki. Kilkugodzinny lot samolotem i znalazłaś się w docelowym miejscu swoich marzeń. Odkąd pamiętasz zawsze chciałaś tu zamieszkać. Tu się zakochać. Tu być tak po prostu, być. Początkowo nie umiałaś się odnaleźć w tym wielkim i innym niż znałaś świecie.  Koło Twojego domu stoi drugi równie duży lecz pusty, bez  życia, bez energii.  Nie zastanawia Cię czemu tak jest. Ty po prostu siedzisz na tej pieprzonej ławce dopełniasz plan tego u góry. Plan w którym  nie ma szczęśliwego zakończenia. Jest śmierć. Śmierć bolesna, śmierć bez godności, śmierć haniebna.


      Mijają tygodnie, pora roku się zmienia. Pierwszy raz w życiu zaobserwowałaś jak na Twojej ukochanej wiśni pogrążonej jeszcze snem zimowym powoli rozwija się życie.  Na prawie czarnych, osłych gałęziach pojawiają się jasno zielone pączki.  Jesteś z tego faktu zadowolona. Ubierasz stare znoszone trampki i bez założenia kurtki wybiegasz na ogród by z bliska obejrzeć jeden z cudów Twojego życia. Cudów które naocznie widziałaś. Nie czujesz zimna. Jest Ci dziwnie gorąco. Czujesz jak ogniem piekielnym palą Cię policzki i nie jest to bynajmniej efekt zawstydzenia.  Czujesz ból w nogach. Musisz usiąść. Natychmiast, obawiasz się, że właśnie znów się pogorszyło. Siadasz na swojej ukochanej ławce, którą przed kilku dniami obiłaś w miłe w dotyku, miękkie płótno. Z parapetu ściągasz koc w renifery i owijasz się nim szczelnie. Przymykasz oczy. Ból powoli odpływa.  Ktoś nagle przerywa Ci Twoją chwilę samotności, której tak bardzo nie lubisz. Ktoś wchodzi od strony ogrodu tego tajemniczego domu. Ktoś? Nie byle ktoś. Jest to mężczyzna, na oko dajesz mu 25 lat. Wysoki, dobrze zbudowany. Ma to coś, zdecydowanie. Podchodzi do Ciebie, a Twój żołądek momentalnie znajduje się na wysokości przełyku.

-Hello, I’m sorry to bother you, but I’m new in this area. My name is Bartek, I’m Polish.- mówi płynnie po angielsku . Wyciąga w Twoim kierunku rękę. Uśmiechasz się nikle. Odwzajemniasz uścisk.

-Jestem Baśka, z Katowic. –opuszczasz nisko głowę, mówisz ciche ‘kurwa’ i upadasz. Otacza Cię ciemność. Opadasz na coś miękkiego tym czymś okazują się długie ręce chłopaka, który lekko Cię ocuca. – Przepraszam, coś mi się zrobiło słabo, już jest dobrze- mówisz usprawiedliwiając się. Lecz chłopak nie wypuszczą Cię z objęć jest trochę niezręcznie, czujesz się zażenowana. – Przepraszam, czy mógłbyś mnie puścić ?

-Ah, tak to ja przepraszam ? Zamyśliłem się. Nic Ci nie jest? Na pewno dobrze się czujesz?- pyta wbijając swoje błękitne spojrzenie.

-Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku.- odpowiadasz, naciągając sweter na biodra. Odpowiedzią jest jego nikły uśmiech.

____________________
Tak mówiłam, że prolog miał ukazać się czwartego stycznia, jednak dziś dowiedziałam się, ze jest to niemożliwe, bo wyjeżdżam i wrócę dopiero po 6 stycznia. 
No i co sądzicie o tym prologu, muzyce wszystkim? Jest sens to dalej ciągnąć?






Pozdrawiam Ania.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zwariowałam do reszty.




Kurdę widzicie jaka jestem głupia, gdy miałam wizję na bloga o Krzyśku Ignaczaku obiecywałam sobie, że to będzie ostatni, bo przecież nie mam siły, czasu, weny i wszystkiego. Niemniej jednak chyba nie umiem żyć bez tego mojego słabego pisania. Więc powstaje nowy blog, wydaje mi się, że bardzo krótki bo chyba 5 maksymalnie 6 rozdziałowy. Co więcej mogę powiedzieć zapraszam TU oraz TU to dowiecie się czegoś więcej. Macie mnie dość, tak wiem. Przepraszam.

Pozdrawiam Anka