Pieniądze nie dają szczęścia, bo
nie możesz kupić za to miłości, czy choćby tak ważnego dla Ciebie zdrowia. Możesz
kupować lekarstwa, które podtrzymają Twoją imitację życia. Co możesz kupić za
pieniądze? Możesz kupić piękny dom, samochód, idealne ciuchy. Wszystko co
zapragniesz. Możesz pojechać w każdy zakątek świata, możesz spróbować każdej
dziwnej potrawy. W sumie możesz wszystko, a tak naprawdę nie możesz nic. Jesteś
bezsilna. Jakiś czas temu z zimnej według Ciebie Polski wyprowadziłaś się do
miejsca gdzie klimat jest o kilka stopni cieplejszy niż w centrum Europy.
Osiadłaś we Włoszech.
Siedzisz na białej ławce za
ogromnym domem tępo wpatrując się w naprzeciwległe Cię kwitnące drzewo wiśni,
które wygląda oszołamiająco. Chciałabyś znów poczuć cierpki i kwaśny smak owocu. Znów pluć
pestkami gdzie popadnie. Zastanawiasz się jednak czy doczekasz dnia, w którym bosymi
stopami będziesz stać pod drzewem wyciągając ręce ku niebu w poszukiwaniu
najokazalszych owoców. Jeszcze będąc w
Polsce całkiem przez przypadek dowiedziałaś się o swojej chorobie. Pierwszymi
jej objawami było ciągłe zmęczenie, zadyszki dostawałaś już po przemierzeniu
kilku schodków. Nie dawało Ci to
spokoju, gdzieś tam w podświadomości czułaś, że to nie jest zwykłe
przemęczenie, że to nie jest zwykła grypa. Miałaś rację.
Diagnoza okazała się
bardzo zadziwiająca. Nie miałaś raka,
ani białaczki. Nie miałaś gruźlicy. Chorowałaś na coś znacznie gorszego, coś co odebrało Ci wszelkie
nadzieje na długie i szczęśliwe życie. Chorowałaś na zanik mięśni. Pytałaś lekarzy jak to możliwe, przecież
zanik mięśni najczęściej objawiał się u ludzi których ruch i wysiłek fizyczny
był równy praktycznie zeru. Nie dopuszczałaś do siebie myśli, że Twoje życie z
dnia na dzień diametralnie się zmieni. Lekarz rozwiał wszelkie Twoje
wątpliwości, okazało się, że zanik mięśni to również choroba genetyczna, a
przede wszystkim choroba nieuleczalna. Leki tylko krótkotrwale przedłużają
życie. Chciałaś żyć, chciałaś walczyć.
No właśnie chciałaś, ale coś co zawsze powinno się w Tobie tlić zgasło.
Nadzieja umarła. Bezpowrotnie odeszła z Twojego życia. Przestałaś mieć siły na cokolwiek. Na
uśmiech. Na jedzenie. Na długie pobyty w szpitalach senatorach. Wiedziałaś, że
śmierć nadchodzi wielkimi krokami w Twoim kierunku. Na twarzy ma ironiczny
uśmiech. Początkowo nie dopuszczałaś do siebie myśli, że za niedługo znikniesz,
że ziemia pochłonie Twoje drobne ciało. Nie chciałaś wierzyć, ze tak z dnia na
dzień wyzioniesz ducha, że tak po prostu znikniesz.
Z dnia dzień postanowiłaś, że
kończysz z lekami, kończysz ze szpitalami, wielogodzinnymi badaniami. Kończysz
z tym wszystkim. Chcesz umrzeć z godnością, bynajmniej tak sądzisz. Rodzina nie pojmuje tego czemu brak w Tobie
wiary. Lecz Tobie nie brak wiary, tylko masz dość ucieczki przed tym co
nieuniknione. Z lekami czy bez jesteś
słaba. Bywają dni, że w ogóle nie odczuwasz choroby, a bywają też takie w
których śmierć była by najlepszym
ukojeniem.
Szybko zamknęłaś wszystkie sprawy
w Katowicach i w ciągu jednego dnia
spakowałaś walizki. Kilkugodzinny lot samolotem i znalazłaś się w docelowym
miejscu swoich marzeń. Odkąd pamiętasz zawsze chciałaś tu zamieszkać. Tu się
zakochać. Tu być tak po prostu, być. Początkowo nie umiałaś się odnaleźć w tym
wielkim i innym niż znałaś świecie. Koło
Twojego domu stoi drugi równie duży lecz pusty, bez życia, bez energii. Nie zastanawia Cię czemu tak jest. Ty po
prostu siedzisz na tej pieprzonej ławce dopełniasz plan tego u góry. Plan w
którym nie ma szczęśliwego zakończenia.
Jest śmierć. Śmierć bolesna, śmierć bez godności, śmierć haniebna.
Mijają tygodnie, pora roku się
zmienia. Pierwszy raz w życiu zaobserwowałaś jak na Twojej ukochanej wiśni
pogrążonej jeszcze snem zimowym powoli rozwija się życie. Na prawie czarnych, osłych gałęziach
pojawiają się jasno zielone pączki. Jesteś
z tego faktu zadowolona. Ubierasz stare znoszone trampki i bez założenia kurtki
wybiegasz na ogród by z bliska obejrzeć jeden z cudów Twojego życia. Cudów
które naocznie widziałaś. Nie czujesz zimna. Jest Ci dziwnie gorąco. Czujesz
jak ogniem piekielnym palą Cię policzki i nie jest to bynajmniej efekt
zawstydzenia. Czujesz ból w nogach.
Musisz usiąść. Natychmiast, obawiasz się, że właśnie znów się pogorszyło.
Siadasz na swojej ukochanej ławce, którą przed kilku dniami obiłaś w miłe w
dotyku, miękkie płótno. Z parapetu ściągasz koc w renifery i owijasz się nim
szczelnie. Przymykasz oczy. Ból powoli odpływa. Ktoś nagle przerywa Ci Twoją chwilę
samotności, której tak bardzo nie lubisz. Ktoś wchodzi od strony ogrodu tego
tajemniczego domu. Ktoś? Nie byle ktoś. Jest to mężczyzna, na oko dajesz mu 25
lat. Wysoki, dobrze zbudowany. Ma to coś, zdecydowanie. Podchodzi do Ciebie, a
Twój żołądek momentalnie znajduje się na wysokości przełyku.
-Hello, I’m sorry to bother you, but I’m new in
this area. My name is Bartek, I’m Polish.- mówi płynnie po angielsku .
Wyciąga w Twoim kierunku rękę. Uśmiechasz się nikle. Odwzajemniasz uścisk.
-Jestem Baśka, z Katowic. –opuszczasz
nisko głowę, mówisz ciche ‘kurwa’ i upadasz. Otacza Cię ciemność. Opadasz na
coś miękkiego tym czymś okazują się długie ręce chłopaka, który lekko Cię
ocuca. – Przepraszam, coś mi się zrobiło słabo, już jest dobrze- mówisz
usprawiedliwiając się. Lecz chłopak nie wypuszczą Cię z objęć jest trochę
niezręcznie, czujesz się zażenowana. – Przepraszam, czy mógłbyś mnie puścić ?
-Ah, tak to ja przepraszam ?
Zamyśliłem się. Nic Ci nie jest? Na pewno dobrze się czujesz?- pyta wbijając
swoje błękitne spojrzenie.
-Tak, wszystko jest w jak
najlepszym porządku.- odpowiadasz, naciągając sweter na biodra. Odpowiedzią
jest jego nikły uśmiech.
Pozdrawiam Ania.
Wiśnie? Zdecydowanie wolę czereśnie, w ogóle to najlepsze są śliwki.. ale wracając do tematu.. Sentymentalnie.. smutno, łzy zbierają się w oczach ale Ty Anka chyba nie potrafisz inaczej pisać. Po tym co piszesz widać w Tobie ... dużo smutku i żalu,który skrywasz głęboko w sobie ale za to idealnie oddajesz to w swoich tekstach, jest to smutne ale zarazem ma w sobie nutę.. "piękność o ile coś takiego można w ogóle tak nazwać.
OdpowiedzUsuńBartek.. Ahh uwielbiam go i mam nadzieję, że bohaterka też coś do niego poczuje.
Music? Great.
O rany! Kolejny, znów smutny... Ale oczywiście będę czytać.
OdpowiedzUsuńZanik mięśni.... Dużo o tym czytałam, przerażająca choroba. Nawet z dnia na dzień możesz być zależna wyłącznie od drugiej osoby...
pozdrawiam
Nie umiem się wypowiedzieć, ale wygląda nieźle. Aczkolwiek choroba paskudna.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Zuza.
"Woń Jej perfum wyostrzała moje zmysły. Charakterystyczny, silny zapach, który kojarzył mi się tylko z Nią. Ciepło Jej ciała potrafiło podnieść temperaturę w pomieszczeniu. Przyspieszony oddech, pojedyncze krople potu, spływające po Jej nagiej skórze, ciche jęki rozkoszy i tatuaż na obojczyku, który śledziłem wargami miliony razy podczas tej namiętnej nocy."
Zapraszam na http://swiatlowtunelu.blogspot.com/ :)
Po pierwsze dziękuje za zaproszenie na Twoje opowiadanie, bo jeszcze nie miałam okazji czytać nic co by wyszło spod Twojej ręki.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie lubię opowiadań bez happy ednu, a to raczej takie będzie, ale mimo to będę czytać więc prosiłabym o informowanie mnie o nowych rozdziałach za pomocą gg - 1368561 albo na którymś z moich blogów w zakładce spam.
Z góry bardzo dziękuje ;)
Wiesz co? Nie patrz na nas, ale patrz na to, co czujesz w sercu. Nie zwracaj uwagi, czy tu będziemy, ważniejsze jest to, że chcesz to pisać, a ja jestem w stu % pewna, ze znajdą się osoby, które razem ze mną i moimi poprzedniczkami będą chciały to czytać. Bo wiesz, jak tak obie myślę, to nie wyobrażam sobie takiego życia, jakie znosić będzie musiała twoja bohaterka :( Nie życzę tego nikomu.
OdpowiedzUsuńProlog jest wspaniały, a jeśli chodzi o muzykę, to wolę oryginał :P
Pozdrawiam :*
Kochanie<3 <3 <3 Sens ciągnąć ten blog jest ogromny. Tylko byś mi spróbowała zawiesić tego bloga to bym osobiście własnoręcznie skopała Ci twoją dupencję <3 Wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że czekam na dalszy ciąg ale muszę to tu napisać i oczywiście zapraszam na 1 rozdział o młodym Alekno i Julce
OdpowiedzUsuńhttp://gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com
REKLAMA MUSI BYĆ XD
Prolog jest fantastyczny:) Choroba jest straszna, jeszcze gdy dotyka tak młodej osoby :/
OdpowiedzUsuńJak najbardziej jest sens ciągnąć tego bloga, bo może powstać naprawdę fantastyczna historia.
Pozdrawiam:)
Nie mogę ! No po prostu nie mogę !
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę , że gdybym przez przypadek nie trafiła tutaj to straciła bym taką zajebistą historię !
Muzyka cudowna ! A bohaterzy ... brak słów .
Bartosz mhm .. :^^
Uwielbiam już i będę komentować każdy rozdział !!
AA :DDD
Nie przeżyję , że to tylko 6 rozdziałów ... powinno być 106 ;))
OdpowiedzUsuńzapowiada się smutno. a może niekoniecznie smutno, a gorzko, ponieważ będzie to radość przez łzy. ale mam nadzieję, że Bartek nie ucieknie i że dzięki niemu Basia odzyska radość, skoro wyrok został na nią wydany. bo chyba lepiej jest odchodząc stąd szczęśliwym, aniżeli przygniecionym życiem i chorobą.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia.
Wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki jest genialne, więc to niczym nie ustępuje poprzednim. Owacje na stojąco masz już za to. Nie wiem zatem co będzie później. Chyba osobiście będę musiała dotrzeć do Ciebie i pogadać. BRAWO.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Kinga.
wspaniałe. ciężki temat. to, co spotkało Baśkę jest niezwykle smutne, ale myślę, że to dobrze, że zmieniła otoczenie, postanowiła spełnić swoje pragnienia. i wierzę, że Bartek da jej wsparcie, którego ta dziewczyna niezwykle potrzebuje.
OdpowiedzUsuńNie no znowu to samo ona simiertelnie chora spotyka milos swojego zyci i teraz som 2 mozliwosci 1 ze przezyje i bendom razem (licze na to) a 2 to ze ona umrze a on sie zalamie
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych prologów, jakie czytałam, nawet mogę o nim powiedzieć, że najlepszy. Wszystko, co piszesz jest wspaniałe, fenomenalne, fantastyczne. Jestem pod ogromnym podziwem Twojego talentu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://with-hope-for-a-better-tomorrow.blogspot.com/
zapraszam na bloga o Piotrku Nowakowskim :)
Podoba mi się ten prolog. I to strasznie. Jest bardzo realistyczny, bo jak to zazwyczaj bywa - wtedy kiedy dajemy z czymś spokój, kiedy z czymś zamierzamy skończyć czy się poddać, odnajdujemy to małe światełko nadziei i radości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko no i życzę Ci Wesołych Świąt :*
Amelia
Piękny:**
OdpowiedzUsuńI to wystarczy, by opisać całość..